Polecany post

Modowe inspiracje #4 Falbanka i geometryczne wzory

Czesc Kochani! Wciagnelam sie w robienie zdjec, wymyslanie stylizacji, szukanie ciuszkow, ze kolejny ...

niedziela, 31 stycznia 2016

Red Lipstick Monster Tajniki makijażu RECENZJA KSIĄŻKI


Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z wpisem dotyczącym książki Red Lipstick Monster (Ewa Grzelakowska-Kostoglu) Tajniki makijażu. Jeśli oglądacie moje filmy na YouTube, to dobrze wiecie, że książka ta była prezentem od mojej mamy na Boże Narodzenie.
Opowiadałam o niej w tym vlogu:


I pojawiła się ona również w moich ulubieńcach grudnia:


Tajniki makijażu to, jak sam tytuł wskazuje, pozycja dla osób interesujących się makijażem, pracujących jako wizażyści lub malujących się po prostu w domu dla siebie. Ma ona nauczyć nawet laika od podstaw różnych technik aplikowania makeupu.



Książka jest w twardej oprawie, przepięknie wydana, ma mnóstwo pomocnych ilustracji, dzięki czemu łatwiej przyswoić sobie treść. Podział na tematyczne rozdziały ułatwia nam naukę makijażu krok po kroku. W dodatku napisana takim językiem, że czujecie się jakbyście zamiast czytania oglądały filmik RLM lub dyskutowały z nią przy kawie.

Polecam ten podręcznik dla wszystkich początkujących jak i dla osób, które "siedzą w makijażu" dłużej. Przypuszczam, że każdy dowie się z niego czegoś czego jeszcze nie wie :)


wtorek, 26 stycznia 2016

Estee Lauder Pure Color Envy Shine


Hej! Zapraszam Was dzisiaj na wpis makijażowy. Dzisiaj pod lupę bierzemy pomadkę z wysokiej półki czyli Estee Lauder Pure Color Envy Shine w kolorze 350 Empowered, której miniatury stałam się jakiś czas temu posiadaczką.

Jestem olbrzymią fanką pomadek firmy MAC i jak do tej pory sądzę, że są to jedyne pomadki, na które warto jest wydać większą sumę, bo są to produkty wysoko napigmentowane, długo utrzymujące się, o niesamowitej gamie kolorystycznej i wykończeniach.... i tak wymieniać mogłabym jeszcze przez 10 minut.

Ale przejdźmy do konkretów: pomadka Estee Lauder- jak dla mnie tak droga i ekskluzywna marka zobowiązuje, więc na początku spodziewałam się czegoś naprawdę super. Jej cena jest dosyć wysoka, bo jest to ok. 139 zł w perfumerii Sephora. Dostępnych jest 16 odcieni, a więc jest w czym wybierać.

Co mówi o niej producent??? "Formuła utrzymuje długotrwałe nawilżenie, zapewnia wyjątkowy komfort i pełne blasku usta przez cały dzień", "Jeszcze bardziej aksamitna formuła"...

Moja opinia???
Pomadka mocno napigmentowana, o bardzo przyjemnej, kremowej konsystencji, rzeczywiście bardzo ładnie nawilża usta, no i jest w bardzo eleganckim, klasycznym opakowaniu. I to by było na tyle jeśli chodzi o plusy.
Minusy są dla mnie bardzo znaczące, przez co nie polecam Wam tego produktu. Po pierwsze pomadka nie utrzymuje się na ustach jakoś specjalnie długo, a już na pewno nie cały dzień tak jak mówi producent. Po drugie jej formuła sprawia, że ciężko obrysować nią dokładnie usta, do tego celu przydałby się dodatkowo malutki pędzelek. Po trzecie (ale to moje osobiste uprzedzenie) nie przepadam za błyszczącymi, nawilżającymi pomadkami, bo sądzę, że nie jest mi w nich do twarzy. Po czwarte- cena, stanowczo zbyt wysoka jak na tak krótkotrwałą pomadkę.
Efekt nawilżenia możemy równie dobrze uzyskać tradycyjnym balsamem do ust, nie musząc wydawać fortuny na kolorową pomadkę :)

Jak dla mnie produkt niewarty uwagi :) A jakie są Wasze odczucia?? Dajcie znać w komentarzach.
Na dzisiaj to tyle, pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)


niedziela, 24 stycznia 2016

Lush Salted Coconut i Santa's


Cześć! Witajcie serdecznie w nowym wpisie.
Słyszałyście może o firmie LUSH? Przypuszczam, że wiele z Was słyszało, albo nawet miało przyjemność testować naturalne kosmetyki tej firmy.
Ja spotkałam się z nią już kilka lat temu na YouTube. Było to dla mnie „wielkie łał”, bo kosmetyki nie były dostępne w Polsce, przepięknie wyglądały (szczególnie kule do kąpieli), no i były tworzone ręcznie bez tej całej kosmetycznej chemii, która jest chyba w większości kosmetyków drogeryjnych.
Dopiero po kilku latach, będąc na zakupach w Dortmundzie, miałam możliwość wejść pierwszy raz do sklepu LUSH, poczuć ten niesamowity zapach, który się w tym miejscu unosi i oczywiście poczynić małe zakupy.
Jako, że w tamtym czasie cierpiałam na brak peelingów, skusiłam się na dwa: Salted coconut- to peeling przeznaczony do użytku na dłoniach, natomiast słynny Santa’s  to peeling cukrowy  do ust.



Salted coconut to peeling solny (zdjęcie powyżej). Ma kremową konsystencję z bardzo wyczuwalnymi drobinkami soli. Zapach jest również bardzo solny, ale wyczuwalny jest także kokos. Produkt ten jest przeznaczony specjalnie do dłoni. Według mnie to świetny produkt, genialnie usuwa martwy naskórek, pozostawia na dłoniach lekki film, ale nie jest on bardzo tłusty i nie przeszkadza mi w ogóle. 
Używałabym go ostrożniej jeżeli macie bardzo delikatną skórę dłoni, bo może być on zbyt agresywny. Natomiast dla mnie efekt daje idealny, dłonie są gładkie, miękkie i intensywnie nawilżone, a to za sprawą naturalnych składników, a nie jak w przypadku większości kosmetyków drogeryjnych parafiny.
Przyznam, że jest to mój peelingowy ulubieniec :)
Tak samo jest w przypadku Santa's :)


Tym razem to peeling cukrowy. Intensywnie czerwony, a w środku są urocze małe serduszka. I jak tu się nie skusić na jego zakup??? :)
Ten produkt w przeciwieństwie do Salted Coconut jest konsystencji stałej, mocno zbity, ciężej go wydobyć ze słoiczka, trzeba troszkę wydłubać paznokciem, jest jakby zbrylony. To wszystko jednak nie obiera mu jego świetności. Po jego użyciu usta są miękkie, intensywnie czerwone, nie ma na nich suchych skórek, przy jego regularnym stosowaniu nie mam problemu z pękającymi ustami, ale to jest też sprawka używania balsamu Eos.

Bardzo serdecznie polecam Wam oba te produkty. Jedyny minus jaki aktualnie zauważam to może być dla niektórych cena. Z tego co pamiętam Salted Coconut kosztował 13 a Santa's 9 euro, no i również dostępność. W Polsce niestety Lush jest niedostępny, nad czym pewnie wiele osób ubolewa, ja do niedawna również.

Dajcie koniecznie znać czy używałyście jakiegoś produktu Lush, co polecacie, by kupić, bo nie są to moje ostatnie zakupy z tej marki.
Pozdrawiam Was gorąco w ten (u mnie) pochmurny, leniwy dzień. Do następnego! :)

sobota, 23 stycznia 2016

Odżywka do paznokci Bielenda CC Magic Nails


Hej, hej! Witajcie bardzo cieplutko w kolejnym wpisie :)
Nie wiem jak Wy, ale ja przez ostatnie kilka lat borykałam się z problemem łamiących, rozdwajających się, miękkich i cienkich paznokci. Pewnie wpływ na to miała moja niezbilansowana dieta, bo nie specjalnie zwracałam uwagę na to co i kiedy jem, ale również to, że nie trafiłam  na odpowiednią dla moich paznokci odżywkę.

Będąc już kilka miesięcy temu na zakupach w drogerii Natura, poszukiwałam właśnie ciekawego produktu do paznokci. Kusiły mnie z półki odżywki firmy Eveline, ale miałam co do nich mieszane uczucia ze względu na zawarty w nich formaldehyd. No i oczywiście zupełnym przypadkiem stałam się szczęśliwą posiadaczką produktu z Bielendy CC Magic Nails Power Extreme (moja wersja to ta z perłą).

Odżywka jest jak tradycyjny lakier, który możemy stosować na samą płytkę lub na lakier do paznokci. Daje efekt perły, który mnie osobiście nie podoba się, więc nakładam na nią jakikolwiek kolorowy lakier.
Ja stosowałam ją co kilka dni, nakładałam jedną warstwę, nosiłam ją przez niecały tydzień, zmywałam zmywaczem bez acetonu i ponownie aplikowałam świeżą warstwę.

Aktualnie pozbyłam się problemu z rozdwajaniem, moje paznokcie o wiele rzadziej się łamią, są twarde ale zarazem elastyczne pod wpływem uderzenia przypadkowo o jakąś powierzchnię.
Ja z tego produktu jestem niesamowicie zadowolona i serdecznie Wam go polecam.

Dostępny w drogeriach za niecałe 20 zł, no i co najważniejsze nie zawiera formaldehydu :) Czego chcieć więcej?? :)

Dajcie znać jakie są Wasze ulubione i sprawdzone odżywki do paznokci, chętnie przetestuję coś nowego. Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło, do następnego! :)

wtorek, 19 stycznia 2016

Tusz Eveline Volumix Fiberlast


Taaak wiem, obiecywałam, a znowu długo mnie nie było. Ale na szczęście to nie przez lenia, a przez brak internetu. W końcu udało nam się przeprowadzić na nasze własne mieszkanie i po powrocie z Polski nie miałam dostępu do internetu. Wszystko jednak się już pozytywnie poukładało, wróciłam do sieci, a zapał do pisania wpisów i kręcenia filmów mam gigantyczny. No więc ZACZYNAMY!! :)

Dziś wpis na temat tuszu do rzęs Eveline Volumix Fiberlast.
Kupiłam go już dosyć kawał czasu temu, troszkę go używałam, potem odkładałam do kufra i tak sobie w nim leżał i czekał na lepsze czasy.
W końcu robiąc porządki, odkopałam go i zmotywowałam się do wykorzystania go i tak używam go codziennie.   <== Historia mam wrażenie nieco dziwnie przeze mnie pokręcona, ale mam nadzieję, że wiecie o co chodzi :)

Tusz dostępny we wszystkich drogeriach, gdzie jest dostępna szafa Eveline czyli np. Rossmann, Hebe, Natura itp. Jego cena to ok. 15 zł, więc bardzo przystępnie.


Jeśli chodzi o sam tusz i jego właściwości:
Jak widzicie na zdjęciach maskara ma silikonową szczoteczkę. CIEKAWOSTKA: szczoteczka jest identyczna jak w tuszu Wonder Lash Mascara z Oriflame. Z jednej strony włoski są bardzo krótkie, a z drugiej dłuższe. Podobno Oriflame opatentowało tą szczotkę, no ale cóż, jak widać pomysł sprzedał się dalej :)

Tusz przez pierwszy okres czasu był taki sobie. Nie dawałam mu specjalnych szans, ale kiedy troszkę  się podsuszył zaczął całkiem ładnie malować. Rzęsy są bardzo naturalne, porządnie wydłużone i wyczesane. Efekt daje naprawdę ładny....... ale nie potrafię się przekonać do silikonowej szczotki. Najbardziej odpowiadają mi te tradycyjne "włochate", a silikonowe nigdy nie są w stanie sprostać moim wymaganiom, szczególnie kiedy mają jakiś nietypowy kształt. Ta jest naprawdę kosmiczna, już nawet nie pamiętam ile razy ukłułam się nią w oko :)

W mojej ocenie całkiem przyjemny tusz, ale efekt nie jest powalający, no i do tego ta szczoteczka ;)
5/10 dostaje ode mnie.

A Wy co sądzicie?? Używałyście, jakie są Wasze wrażenia?? :)
Pozdrawiam gorąco i do następnego! :)