Polecany post

Modowe inspiracje #4 Falbanka i geometryczne wzory

Czesc Kochani! Wciagnelam sie w robienie zdjec, wymyslanie stylizacji, szukanie ciuszkow, ze kolejny ...

sobota, 28 listopada 2015

High Impact Mascara Set


Hej! Dzisiaj króciutki wpis o moim ostatnim zakupie, na który czaiłam się już od dosyć długiego czasu. Bardzo chciałam przetestować krem pod oczy All about eyes firmy Clinique. Nie chciałam jednak kupować pełnowymiarowego opakowania za ok. 135 zł, wolałam natomiast wypróbować miniaturę za o wiele mniejsze pieniążki, bo nie wiedziałam czy ten produkt akurat u mnie się sprawdzi. Na stronie niemieckiego Douglasa udało mi się znaleźć High Impact Mascara Set, gdzie znajduje się pełnowymiarowa maskara High Impact, miniatura (5 ml) kremu All about eyes i miniatura (30 ml) płynu do demakijażu Take the day off.
Cena tego zestawu to 19,99 € czyli taka jakbyśmy kupili sam tusz do rzęs. Jest to edycja limitowana sądzę, że ze względu na nadchodzące święta dlatego jeśli myślałyście o przetestowaniu, któregoś z tych produktów to polecam Wam właśnie takie rozwiązanie jak ten set.
Mam już kosmetyczkę z miniaturami firmy Clinique, z zakupu której również bardzo się cieszę. Za stosunkowo niewielkie pieniążki można przetestować fajne produkty.
Krem jak na razie zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, co do maskary nie jestem jeszcze przekonana czy jest warta takiej ceny, a płyn do demakijażu zaczynam testować od dzisiaj więc zobaczymy czy się sprawdzi. Jestem bardzo ciekawa :)

Dajcie znać co myślicie o takich zestawach z miniaturami, bądź z pełnowymiarowym produktem.
Miałyście okazję używać, któregoś z tych produktów? Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego :)

niedziela, 22 listopada 2015

Alterra Hydro: nawilżające kremy na dzień i na noc


Zapraszam Was dzisiaj bardzo serdecznie na wpis o kremach do twarzy, których używam już od dosyć długiego czasu. Mowa o kremach marki Alterra. Moja wersja to ta nawilżająca z ekstraktem z bio-winogron i bio-białej herbaty i dodatkiem masełka shea. Zdecydowałam się na zakup kremu na dzień i na noc, wierząc, że ten drugi będzie bardziej bogaty w swoim składzie.
I powiem Wam szczerze, że są naprawdę fajne. Bardzo ładnie nawilżają twarz, mają prawie niewyczuwalny zapach, lekkie w konsystencji, szybko się wchłaniają. Ten na dzień świetnie sprawdza się pod makijaż, każdy mój podkład wygląda dobrze, nie zbiera się i nie "ciastkuje". Skóra cały dzień jest ładnie nawilżona, wreszcie nie mam suchych skórek.
Polecam serdecznie dla młodych skór, suchych jak również mieszanych i tłustych. Dla osób bardziej wymagających, potrzebujących bardziej intensywnych kosmetyków będą raczej zbyt delikatne :)
Dostępne w Rossmannie za ok. 7-8 zł.
Dajcie znać czy miałyście okazję ich używać, co sądzicie?
Krótko, zwięźle i na temat ;)
Dla ciekawych jeszcze skład:


Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do następnego! :)

czwartek, 19 listopada 2015

Alterra Szampon dodający objętości


Cześć! Dzisiaj mam dla Was wpis na temat mojego ostatnio ulubionego szamponu do włosów. Moje włosy nie przepadają za silikonami i innymi chemicznymi substancjami w szamponach, a jeszcze bardziej nie znoszą dobrze mycia szamponami perłowymi. Długo szukałam czegoś co sprosta zadaniu, będzie dobrze oczyszczać włosy, nie będzie obciążać i plątać.
W końcu skusiłam się na zakup szamponu dodającego objętości z Alterry. Bardzo lubię tą firmę, ponieważ produkuje kosmetyki wegańskie bez "chemicznych wspomagaczy" :)Mój szampon to wersja z bio-papają i bio-bambusem do włosów delikatnych i pozbawionych witalności.
Wierzę producentowi, że produkt nie zawiera sztucznych barwników, substancji zapachowych i konserwantów, jest bez silikonów, parafiny i innych produktów ropopochodnych, ponieważ nie pamiętam, żebym kiedykolwiek zawiodła się na jakimś produkcie tej firmy.
O samym szamponie: bezbarwny i bezzapachowy, nie obciąża włosów, a wręcz delikatnie odbija je od nasady, świetnie się pieni i oczyszcza włosy. Po myciu włosy nie są poplątane ani szorstkie. Nie podrażnia również skóry głowy.
Bardzo serdecznie polecam Wam ten produkt. Jest niedrogi, ok. 7 zł w Rossmannie i działa naprawdę świetnie. Już dawno żaden szampon mnie tak nie zachwycił.
Używałyście? Jak Wam się sprawdził? Dajcie znać! :)
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego :)

Ps. A dla ciekawskich jeszcze skład:



No i oczywiście jeśli jeszcze nie widzieliście, zapraszam na ostatni film na moim kanale:


niedziela, 15 listopada 2015

Przeprowadzka za granicę- co, gdzie, kiedy? Moja historia


Hej Kochani! Dzisiaj wpis, na temat mojej emigracji do Niemiec, o którą dostałam pytania pod moimi filmami na YouTube. W tym wpisie opiszę całą moją historię, jak doszło do mojego wyjazdu, co, gdzie i jak załatwiłam. Co było ważne przed samym wyjazdem. Jednym słowem wszystko w pigułce. W przyszłości będą się pojawiać filmy na ten temat, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować :)
No to zaczynamy, bo temat jest długi ;)

Na temat wyjazdu za granicę rozmawiałam już z moim narzeczonym pod koniec tamtego roku. Chcieliśmy zmienić swoje życie, przede wszystkim pod względem ekonomicznym. Nie chcieliśmy w Polsce ciągle wynajmować mieszkania, a żeby mieć własne musielibyśmy władować się w kredyt na co najmniej 30 lat. Plan emigracji rozmył się w czasie i dopiero w tym roku, a dokładnie we wrześniu poważnie podeszliśmy do tematu.
Podjęliśmy decyzję, że ze względu na rodzinę, żeby mieć do niej jak najbliżej, zamieszkamy w Niemczech. Zaczęliśmy od szukania ofert pracy w Internecie.
I tutaj moja rada, jeśli macie możliwość, aby pracę zorganizował Wam ktoś z rodziny, to pójdźcie własnie w tę stronę. Pracując w Niemczech przez polską agencję pracy musicie liczyć się z tym, że przez kilka pierwszych miesięcy (zazwyczaj przez 3) agencja będzie podbierać sobie z Waszej wypłaty prowizję, więc Wasz zarobek nie będzie na początku wysoki. Wartość prowizji zależna jest od agencji.
Jeśli decydujecie się jednak na wyjazd za pośrednictwem agencji, zwróćcie uwagę czy pracodawca organizuje płatne lub bezpłatne zakwaterowanie, czy praca jest ze znajomością języka niemieckiego, no i oczywiście czy dojazd na miejsce zatrudnienia trzeba sobie zorganizować we własnym zakresie.
W naszym przypadku było tak, że zdecydowaliśmy się na wyjazd przez agencję pracy, potrafimy niemiecki w stopniu komunikatywnym, więc z tym nie było problemu i od początku wiedzieliśmy, że chcemy jechać do Niemiec własnym samochodem zabierając ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Nasz pracodawca zapewnił nam też lokum więc nie musieliśmy się na początku o to martwić.
Jeśli znajdziecie już odpowiednią ofertę, będziecie wiedzieć czego oczekujecie, pamiętajcie, że przed wyjazdem warto kilka spraw załatwić. Przede wszystkim domknijcie sobie sprawy mieszkania, banku itp. sprawy jakie Was trzymają w Polsce (oczywiście jeśli macie w planach zostać w Niemczech na stałe). U nas od czasu znalezienia oferty pracy do wyjazdu minął tydzień, więc mieliśmy stosunkowo mało czasu żeby wszystko załatwić.
Najważniejsze:
- jeśli jedziecie samochodem sprawdźcie u mechanika czy jest w stu procentach sprawne,
- zastanówcie się, które rzeczy będą Wam niezbędne na wyjazd, resztę zostawcie w Polsce np. u rodziny,
- jeśli podróżujecie ze zwierzęciem nie zapomnijcie o wyrobieniu mu paszportu u weterynarza i zrobieniu szczepień,
- odłóżcie pieniądze na wyjazd, na benzynę, na pierwszy miesiąc dopóki nie dostaniecie wypłaty,
- jeśli nie potraficie języka, warto zaopatrzyć się w rozmówki itp.,
- jeśli jakieś sprawy nie mogą zostać zamknięte w Polsce, pamiętajcie żeby poinformować o tym rodzinę, np. o korespondencji, opłatach, kredytach itp.

Jeśli już uda Wam się wszystko domknąć, przyjechać na miejsce i rozpocząć pracę, to czekają Was jeszcze dwie NAJWAŻNIEJSZE RZECZY:
- pracując w Niemczech nawet przez krótki okres, macie obowiązek zameldowania się w urzędzie bądź w ratuszu w Waszej miejscowości, do tego od  listopada 2015 będzie potrzebne Wam potwierdzenie zamieszkania, uzyskać je możecie od osoby wynajmującej, bądź osoby zajmującej się zamieszkaniem, jeśli lokum organizuje Wam pracodawca. Z tym dokumentem udajecie się do ratusza do działu Meldeamt i tam meldujecie się,
- druga istotna rzecz to założenie konta bankowego w przypadku jeśli będziecie dostawać wynagrodzenie na konto.

No i cóż to by było na tyle. Troszkę długi temat, ale wydaje mi się, że zawarłam wszystkie najważniejsze informacje dla osób planujących wyjazd do Niemiec i troszkę poznaliście moją historię. Wszystkie te procedury nie były tak straszne jak mi się wydawało, więc nie ma się co stresować.
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego :)

środa, 11 listopada 2015

Biust w górę!


Hello! Dzisiaj temat chyba przez większość z nas traktowany dosyć po macoszemu, a niestety to niedobre wyjście. Mowa o pielęgnacji biustu. Ile z Was nie korzysta wcale z produktów nawilżających typu balsamy, masła do ciała? A ile z Was nie poświęca odpowiedniego czasu na wmasowanie balsamu w okolicę biustu? Odpowiedzcie sobie w głowie na te pytania.
Jeśli odpowiedziałyście przynajmniej raz "ja" to oznacza, że jesteście w grupie, w które i ja do niedawna byłam.
Nie przywiązywałam zbytniej uwagi do odpowiedniej pielęgnacji biust, ale kiedy pomyślałam sobie jak będą wyglądać moje piersi za 20-30 lat, postanowiłam zmienić leniwe przyzwyczajenia i zacząć i o tę okolicę dbać.
Skusiłam się na zakup skoncentrowanego serum modelującego biust z Eveline.  Producent mówi, że jest to produkt, który wypełnia i powiększa biust, ujędrnia i podnosi, modeluje kształt.
Oczarowana opisem producenta kupiłam i zaczęłam stosować. No i cóż....
To jeden z tych produktów, które niestety nie działają :( Oprócz działania nawilżającego nie zauważyłam żadnych rezultatów. Nie mam obwisłego biustu 80-letniej pani, ale myślałam, że przynajmniej niewielką różnicę zauważę. Nic, po prostu nic ten produkt nie robi. Nawilża, ale równie dobrze mogłam ten sam efekt uzyskać używając tradycyjnego balsamu do ciała.
Zawiodłam się i to solidnie, bo troszkę nadziei pokładałam w tym serum :(
Dobrze, że produkt nie był drogi, ok. 15-20 zł w Rossmannie.

Dajcie znać czy używałyście jakiegoś dobrego produktu do biustu, co polecacie. Chętnie przeczytam i również wypróbuję.
Na dzisiaj to tyle, pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do następnego! :)

wtorek, 10 listopada 2015

Sól bocheńska Floris


Hej Kochani/e :) Dzisiaj chciałabym króciutko opowiedzieć Wam o soli bocheńskiej. Nie, nie to nie jest sól kuchenna do solenia jedzenia :) To sól kosmetyczna i to nie byle jaka. Jest to sól jodowo-bromowa, bogata w wiele pierwiastków. Na dodatek jest to produkt polski, pozyskiwany w okolicach Bochni. Swoją kupiłam z myślą o kąpielach zmęczonych stóp, ale to nie jest jej jedyne zastosowanie.
Jeśli macie ochotę spróbować soli bocheńskiej to możecie jej użyć przy kąpielach relaksacyjnych całego ciała, do wyrobu domowych peelingów i maseczek lub przy inhalacjach. 
Jest to produkt o szerokim zastosowaniu kosmetycznym i jednocześnie o wielu właściwościach. Np. sól bocheńska działa relaksacyjnie, odprężająco, łagodzi podrażnioną skórę, zwalcza uczucie ciężkości i bolesności nóg (z tego powodu ją zakupiłam), świetnie sprawdza się do peelingów, ponieważ ma bardzo niewielkie kryształki, które solidnie zdzierają zrogowaciały naskórek, przynosi ulgę w schorzeniach reumatycznych, pomaga również przy leczeniu schorzeń skórnych typu łuszczyca itd.
Swojej soli używam raz w tygodniu do kąpieli stóp. Do niewielkiej miski wlewam ciepłą wodę i rozpuszczam w niej ok. duże łyżki soli bocheńskiej. W tak przygotowanym roztworze moczę moje stopy przez ok. minut. Po tym czasie skóra jest odprężona, stopy już nie bolą i nie są nabrzmiałe od wielogodzinnego stania. Po takim zabiegu można dodatkowo wykonać pedicure.
Sól bocheńska to koszt do maks. 10 zł za kg, tak mniej więcej plasują się ceny. Więc nie jest ona droga, a bardzo przydatna w każdej łazience. Dostać ją można w aptekach, sklepach zielarski, a ja swoją kupiłam w Tesco, więc pewnie w wielu supermarketach również można ją kupić.
Serdecznie polecam Wam spróbować jeśli macie stojącą pracę, bądź po prostu szukacie ukojenia dla zmęczonego ciała :)
Dajcie znać czy jakieś inne produkty tego typu polecacie :)
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! ;)

Aaa i zapraszam jeszcze na mój ostatni film :)


sobota, 7 listopada 2015

Modowe inspiracje #14 Debiut zimowej kurtki


Hej, hej! Myślałam, że w tym sezonie nie będzie już modowych inspiracji, bo temperatury już coraz niższe, ale postanowiłam, że pokażę Wam jeszcze tegoroczny debiut mojej zimowej sportowej kurtki. Mimo, że śniegu i zimy jeszcze nie ma, to ja lubię gdy jest mi ciepło i noszenie grubej kurtki w listopadzie nie jest dla mnie wcale dziwne :)
Strój bardzo ciepły, wygodny, do biegania po sklepach, załatwiania spraw, dobry na dzień kiedy jesteście ciągle w biegu.

Co mam na sobie?
- kurtka zimowa Cropp,
- pastelowy sweterek New Look,
- pod spód biały basicowy t-shirt Big Star,
- granatowe rurki Big Star model Grace,
- czarne motocyklowe oficerki New Look,
- czarna torebka typu shopper Parfois,
- i schowana biżuteria, ta co zawsze, pierścionek W. Kruk, bransoletka Pandora, zegarek Parfois :)

Dajcie znać czy Wy już śmigacie w kurtkach zimowych, czy jeszcze wolicie nosić parki, trencze itp.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)

piątek, 6 listopada 2015

Moje ulubione samoopalacze


Hej! Dzisiaj mam dla Was bardzo krótki, za to mam nadzieję ciekawy, wpis na temat moich ulubionych samoopalaczy. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem olbrzymią fanką słońca. Co prawda nie lubię gigantycznych upałów, przy których powietrze jest tak ciężkie, że nie mogę złapać oddechu, ale przepiękne promienie słońca, które ładują moje baterie na cały dzień, to lubię najbardziej. Och, aż żyć się chce, a dzisiaj za oknem u mnie niestety pochmurno, więc trzeba sobie troszkę pomarzyć :)
Bardzo też, oprócz samego słońca, lubię lekką złotawą opaleniznę, która świetnie wygląda na odkrytych nogach, ramionach czy dekolcie. W tym miejscu chciałabym zaznaczyć, że należę do przeciwniczek solarium i wolę nadawać sobie "promiennej brązowości" w nieco inny sposób :)

Są czasami takie sytuacje w te zimne pory roku, gdzie odkrywamy niektóre części ciała i chcemy wyglądać ładnie. Wtedy zazwyczaj patrzymy w lustro i okazuje się, że po letniej opaleniźnie ślad już dawno zaginął i trzeba dla uzyskania idealnego efektu użyć innych środków. W takim momencie z pomocą mogą Wam przyjść samoopalacze (które ja szczerze uwielbiam).
Dzisiaj o moich dwóch ulubionych: Bielenda Magic Bronze i Sun Ozon z Rossmanna. Bardzo nie lubię aplikacji typu samoopalacz w formie balsamu do ciała. Jest to dla mnie żmudne, niewygodne, zazwyczaj po takich produktach pojawiają się zacieki, a te produktu pachną czasami niemiłosiernie tzw. "spalonym kurczaczkiem", więc nie jest to najprzyjemniejszy zapach dla nosa :)
Przetestowałam do tej pory sporo produktów opalających i mogę stwierdzić, że dla mnie najlepszym rozwiązaniem są pianki (tak jak Bielenda) lub spraye (typu Sun Ozon). W przypadku pianki, dużą kulkę nakładam najpierw na dłoń, a później rozprowadzam np. na nogach. Robi się to bardzo sprawnie, pianka nadaje od razu lekki kolor, więc wiecie gdzie produkt jest już nałożony, nie pachnie bardzo intensywnie, nie robi zacieków przy dobrej aplikacji i efekt jest już po pierwszym użyciu. Moja wersja jest do ciemnej karnacji, bo niestety przy zakupie nie zwróciłam na to uwagi, więc jeśli nie chcecie baaaardzo mocnego efektu po pierwszej aplikacji, polecam wybrać wersję do jasnej karnacji. Cena ok. 15 zł.
Jeśli chodzi o samoopalacz Sun Ozon, aplikacja jest również bardzo szybka i przyjemna. Psikamy na te części ciała, które chcemy przybrązowić, nie wcieramy. Spray nie pozostawia mokrych śladów, więc po dosłownie chwili możemy się już ubrać. Nie zauważyłam brudzenia ubrań. Ten samoopalacz jest delikatniejszy niż Bielenda, więc dla ładnego efektu najlepiej nakładać go codziennie przez 5-7 dni. Opalenizna jest naturalna, złocista nie pomarańczowa. Cena tego produktu to ok. 10 zł, dostępny w drogeriach Rossmann.
Jeśli szukacie jakichś sprawdzonych samoopalaczy, to te polecam Wam bardzo serdecznie. Ja jestem z nich bardzo zadowolona i w zależności o jaką intensywność mi chodzi, po taki produkt sięgam :)
Dajcie znać czy macie jakieś swoje ulubione produkty tego typu, chętnie poczytam i coś nowego przetestuję.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)

środa, 4 listopada 2015

Włosowe szaleństwo czyli maski do włosów Kallos


Hej! Zapraszam Was dzisiaj na wpis o moich dwóch ulubionych maskach do włosów firmy Kallos. Dokładnie mowa o masce czekoladowej i Latte.
Moje włosy należą do tych farbowanych, dosyć szorstkich, puszących się i jak na razie bardzo wypadających. Potrzebują dużego nawilżenia, ale produkty nie mogą na nie działać obciążająco, bo niestety moje włosy są na to bardzo podatne i nie wyglądają dobrze jak są przyklapnięte.
Oczekuję od masek do włosów przede wszystkim mocnego nawilżenia i odżywienia.
Jakiś czas temu (a będzie to już chyba pół roku) będąc w Hebe zauważyłam maski do włosów Kallos i przypomniałam sobie, że miałam już kiedyś jedną z tej firmy, najprawdopodobniej waniliową. Pomyślałam sobie, że wypróbuję sobie też inne, bo taki produkt w łazience zawsze się przyda.
Zdecydowałam się wtedy na litrową maskę o zapachu czekolady (koszt ok. 10 zł) i na malutką Latte 275 ml, która kosztowała niecałe 7 zł, czyli jak widzicie, tych małych objętości w ogóle się nie opłaca kupować :)
Używam tych masek raz w tygodniu, ale nie jednej cały czas aż do zużycia, tylko kilka razy pod rząd czekoladowej, a później kilka razy latte, dzięki temu ani jedna ani druga maska jeszcze mi się nie znudziła :)
Jaki jest efekt po obu tych produktach? Włosy są niesamowicie miękkie, łatwiej się rozczesują, nie plączą się jakoś specjalnie, są nabłyszczone, przyjemne w dotyku.
Moja rada: Jeśli boicie się, że maska może obciążyć Wam włosy, nie nakładajcie ją na skórę głowy, a dopiero od wysokości ucha w dół. Wtedy włosy będą ładnie wyglądać, ale nie będą przyklapnięte :)

Dla zainteresowanych zrobiłam również zdjęcia składów obu produktów:


Jeśli nie próbowałyście jeszcze masek firmy Kallos, to serdecznie Wam polecam spróbować. Nie sądzę żebyście żałowały :)
A jeśli używałyście którejś i chciałybyście podzielić się swoją opinią lub chciałybyście mi jakąś polecić, piszcie koniecznie :)
Na dzisiaj to tyle, pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Podkład Rimmel Stay Matte


Hej! Dzisiaj kolejny wpis z cyklu podkłady. Przyjrzymy się dokładnie drogeryjnemu podkładowi Rimmel Stay Matte (mój kolor to 091 Light Ivory czyli najjaśniejszy z całej gamy).
Producent mówi, że ma to być podkład w lekkim musie, który ma jednocześnie lekką formułę, nie daje efektu maski, natomiast ma pozostawiać skórę matową na długo.
Moja opinia? Podkład bardzo gęsty o rzeczywiście konsystencji musu. Świetnie aplikuje się go mokrą gąbeczką typu Beauty Blender, natomiast więcej trzeba się z nim napracować, gdy rozprowadza się go pędzlem. Średnio kryjący, natomiast aplikując go cienkimi warstwami, możemy stopniować jego krycie.
Czy rzeczywiście matuje?? Nie byłam co do niego przekonana, ale przetestowałam go pracując jeszcze w Polsce po 11 godzin, więc musiał podołać wyzwaniu. I tak też się stało. Podkład bardzo ładnie matuje buzię, nie daje przy tym efektu jakiejś "matowej machy" :) I co najważniejsze mat utrzymuje się na twarzy dosłownie cały dzień, może jedynie czoło się delikatnie świeci, ale jest to bardzo naturalne.
Nie spodziewałam się, że podkład będzie dawać 100% matu na dosłownie cały dzień, więc jestem bardzo miło zaskoczona i zadowolona.
Produkt ten świetnie się sprawdzi przy cerach mieszanych i tłustych. Dostępny w drogeriach w szafach Rimmel za ok. 17 zł.
Jeśli szukacie dobrze matującego podkładu, który utrzymuje się cały dzień, nie wyciera, nie robi plam, to bardzo serdecznie Wam go polecam. Produkt godny uwagi i przetestowania.

Dajcie znać co na jego temat sądzicie, czy używałyście, jak Wam się sprawdził.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)

niedziela, 1 listopada 2015

Miesiąc oczami mojego telefonu- październik

Kolejny miesiąc dobiegł końca, więc czas na podsumowanie w zdjęciach :) Październik- to był bardzo zakręcony miesiąc. Przeprowadzka do Niemiec, nowe mieszkanie, praca. Wszystko tak szybko się działo, ale muszę przyznać, że na jak największy plus. Jestem zadowolona z nowego miejsca na ziemi, inne życie bardzo przypadło mi do gustu :)
Teraz czas na kilka zdjęć z tego szalonego czasu :)


Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam BubbleTea i przed wyjazdem musiałam się na nią koniecznie wybrać. Ta jest chyba połączeniem soku jagodowego z czarną herbatą. (Lakier do paznokci idealnie dopasowany do koloru herbaty :) )


Chyba pojawi się na blogu nowa seria "Za kulisami bloga", bo Zumi zawsze robi przedziwne rzeczy jak ja akurat planuję wpisy, albo robię do nich zdjęcia :)


Ostatnie przytulasy i całuski przed wyjazdem. Oby jak najszybciej do nas dołączył!! :D


Miasto, w którym mieszkamy jest przepiękne. Pogoda wtedy nie była za ładna, za to jakie widoki :)
Ale już na następny dzień.... JAKIE SŁOŃCE!!! :D






A na spacerze taka piękna jesień :)
Chyba ta pora roku jest moją ulubioną :)


Byliśmy też w Dortmundzie, z myślą pozwiedzania, a skończyło się na samych zakupach :)
Tutaj możecie je zobaczyć:




 No i w Dortmundzie już Halloween pełną parą :)

A teraz moje odkrycia jedzeniowe z ostatniego miesiąca. Ci którzy są głodni, niech lepiej nie oglądają dalej :)

W niemieckim McDonald's nawet da się zjeść coś co nie jest "niezdrową masakrą" :) Na pierwszym przepyszna sałatka z kurczakiem i balsamico, a na drugim McB czyli hamburger z bio wołowiny, z dużą ilością sałaty, pomidora, ogórków konserwowych na ciemnym pieczywie (sama w to nie wierzę) :)


No i moje ulubione currywurst, które jest szybką, smaczną przekąską, którą można zjeść na chyba większości niemieckich ulic.


A tu sałatka, którą sama stworzyłam i nie potrafiłam się nadziwić, że jest taka dobra (ok, ok bez przechwałek :) ). Miks sałat, kurczak, pomidor, czarne oliwki, słonecznik, balsamico, sól i pieprz. MNIAM!!! :D


Nie wiedziałam, że Turcy potrafią oprócz kebaba robić również genialną pizzę :) U góry z kebabem, a na dole moja ulubiona frutti di mare.


W tym miesiącu znowu zakochałam się w serkach Babybel, których w dzieciństwie nie cierpiałam, a teraz mogłabym je jeść na kilogramy :) Wersja halloweenowa zabawna :)


Jestem z siebie bardzo dumna, bo w tym miesiącu w końcu zaczęłam pić wodę i to w odpowiedniej ilości. Zabieram ze sobą małą butelkę do torebki, piję wodę w pracy i w domu mam całą zgrzewkę. Może wreszcie moja skóra nie będzie tak odwodniona jak do tej pory ;)


Jeśli będziecie mieć kiedyś okazję koniecznie spróbujcie wody kokosowej, która świetnie nawadnia,a jak będziecie w Niemczech wypróbujcie herbaty zielonej z Pfannera. Jest naprawdę przepyszna, zadowoli chyba każdego fana icetea :)

Na dzisiaj to już wszystko, troszkę się w tym miesiącu działo, ale ciężko wszystko pokazać we wpisie. Jeśli macie ochotę zapraszam jeszcze do obejrzenia vloga z naszego pierwszego weekendu w Niemczech:


Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)